…zaledwie kilka dni temu pisałem tu, przypomniałem, przywołałem postać polskiego kompozytora doby romantyzmu Kacpra Napoleona Wysockiego. Zapomniany już dziś do tego stopnia, że nawet nikt nie pokusił się, by jego muzykę w formie żywej koncertowej przywrócić słuchaczom. Był on rówieśnikiem Fryderyka Franciszka Chopina. Ich drogi życiowe z cała pewnością wielokrotnie się krzyżowały. Obaj w Królestwie Polskim (1815-1917) żyli w wąskim kręgu ludzi sztuki, ludzi nauki, intelektualistów. Obaj edukowali się w Warszawie. te spotkania były o tyle łatwe do zrealizowania że obaj urodzili się w tym samym roku w stosunkowo nieodległym nawet jeśli chodzi o dni okresie…
Dzisiaj chciałbym przedstawić kolejnego szczęśliwca z tamtego okresu historycznego, kolejnego przedstawiciela polskiego romantyzmu, kolejnego pianistę wirtuoza i tak jak poprzednik kompozytora. Obaj już dziś zapomniani w czasach kiedy żyli cieszyli się ogromną popularnością nie tylko w Królestwie ale także co ważne poza jego granicami.
Bohaterem dzisiejszego dnia niech więc będzie Józef Władysław Krogulski. Wspominam jego postać z uwagi na przypadającą właśnie dzisiaj kolejna rocznicę śmierci mistrza… ,
Barwne jego życie rozpoczęło się 4 września 1815 roku w Tarnowie (wówczas Galicja i Lodomeria w zaborze Austriackim) uroczym mieście. Tam mieszkał, tam pracował, tam nauczycielem muzyki był jego ojciec Michał Krogulski. O ojcu jego napiszę kilka słów już niebawem a będzie to kolejna okazja, kolejna rocznica do przypomnienia ważnej dla kultury naszego kraju postaci.
Dziś tylko tak dla porządku nadmienię, że Józef Władysław Krogulski to drugie już pokolenie muzyków w rodzinie. To właśnie ten fakt sprawił, że ojciec bardzo szybko rozpoznał talent syna dzięki temu odpowiednio nim pokierował. Samemu będąc nauczycielem i to nauczycielem muzyki już od bardzo dziecięcych lat rozpoczął żmudny proces nauczania. Wrodzony talent syna, małego synka szybko się pod okiem ojca rozwinął bo już po krótkim zaledwie kilkuletnim okresie nasz bohater daje się poznać „szerokiej publiczności” jako cudowne dziecko. Na razie w uroczym ale jednak prowincjonalnym Tarnowie. Takiej sytuacji zapobiegliwy ojciec nie chciał i nie mógł zaprzepaścić. Podobnie jak w przypadku innych znanych z historii muzyki przypadków (cudowne dzieci) postanawia iść za przysłowiowym ciosem i wykorzystać sytuacje, wykorzystać koniunkturę. Postanawia uczyć syna trudnej sztuki wykonawczej ale poprzez praktykę. Taki zabieg edukacyjny prawie zawsze przynosił dobre oczekiwane rezultaty. Tak było i tym razem…
Tarnów okazał się już za ciasny. W 1825 roku dziesięcioletni mistrz fortepianu „cudowne dziecko” wraz z towarzyszącym mu ojcem odnajduje za granicznym kordonem w Stołecznej Warszawie. Tam daje koncerty, tam występuje tam, daje się poznać z jak najlepszej strony „szerokiej publiczności” publiczności dużo bardziej wymagającej niż ta prowincjonalna tarnowska. Zadziwia kunsztem wykonawczym. W repertuarze pierwszego koncertu jaki się odbył 16 marca 1825 roku koncert a-moll Johana Nepomuka Hummla. Ambitnie ale to co najlepsze miało jeszcze nadejść. Niedługo później w sali Konserwatorium Muzycznego w Warszawie zagrał bardzo trudne od strony wykonawczej, technicznej dzieła wspomnianego wcześniej Hummla i rondo Friedricha Kalkbernnera (o nich o obydwu panach tez coś napisze, skreślę słów kilka przy najbliższej nadarzającej się okazji). Jak wcześniej jako dziesięciolatek zadziwiał publiczność tak teraz wprawił ją w zachwyt w osłupienie!. Z tak trudną wymagającą technicznych uzdolnień na mistrzowskim poziomie nie często dawali sobie radę dorośli, dojrzali, sławni pianiści epoki… Stolica i stołeczni melomani, wielbiciele muzyki zostali „zdobyci”. W takim przypadku należy kuć przysłowiowe „żelazo póki gorące”. Wraz z ojcem wyruszają na podbój Świata na tournée.
Na początku skromnie.
Pierwszym etapem jest Kalisz. To już blisko granicy a za granicą duże i ważne miasto zaboru pruskiego Poznań. Tam występuje dla publiczności, tam występuje dla Johanna Baumanna – prezesa naczelnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego, w jednym i w drugim przypadku odnosi wielki sukces i tu podobnie jak wszędzie gdzie się pojawia, wzbudza niekłamany, szczery entuzjazm wśród słuchaczy.
Kolejnym etapem „koncertowej eskapady” jest kolejne pruskie (śląskie) miasto Wrocław. Tu daje pięć koncertów. Sala koncertowa Uniwersytetu Wrocławskiego jest otwarta dla popisów dziesięciolatka. Koncertuje też w sali redutowej Hotelu Polskiego. Z początkiem 1826 roku koncertuje też z powodzeniem – tradycyjnie wzbudzając zachwyt wśród słuchaczy w Berlinie w Dreźnie i w Lipsku. Te trzy miasta na muzycznej kulturalnej mapie ówczesnej Europy są niezwykle ważne.
Pora wracać – trudy podróży w tamtych czasach odbijają się na zdrowiu ojca i syna. Pora odpocząć, by nabrać sił… Nim to jednak nastąpi po raz kolejny na trasie jest i Poznań i Kalisz a potem to już Warszawa i „odpoczynek” i „wypoczynek”. To nie jest jednak do końca prawda. Muzyk nie może sobie pozwolić na taki luksus. Każdy dzień bez ćwiczeń może się okazać trudny do nadrobienia szczególnie, że pora rozpocząć kolejne tournée, tym razem droga koncertowa wiedzie w przeciwnym kierunku a na trasie pojawiają się takie miasta jak Puławy jak Zamość jak Lublin.
Trasa koncertowa kończy się po drugiej stronie kordonu tym razem w stolicy austriackiej Galicji i Lodomerii czyli we Lwowie. I co? I znowu sukces, znowu zachwyty, znowu entuzjazm w salach koncertowych. W kolejnym roku ja jest to już 1827 kolejne występy tym razem w Kijowie. To najważniejsze trasy koncertowe, najważniejsze występy.
Rok 1828 przynosi kres występów „cudownego dziecka”. Należy się ustatkować należy pogłębić edukacje muzyczną. Rodzina na stałe osiada w Warszawie a wirtuoz fortepianu trafia pod opiekuńcze edukacyjne skrzydła Karola Kurpińskiego i Józefa Elsnera w Szkole Głównej Muzyki tam uczy się między innymi kompozycji. Czy się spotkał tam z Chopinem, czy się spotkał tam z Kacprem Napoleonem Wysockim – z całą pewnością z całą odpowiedzialnością za słowo – tak!. Nie mogło być inaczej wszak oni trzej do dni poprzedzających powstanie listopadowe byli w tym samym miejscu, w tym samym czasie a łączyła ich miłość do muzyki.
Powstanie listopadowe zastało Józefa Władysława w Warszawie. W tym czasie, trudnym okresie życia osieroca go matka. Poza tym faktem nie wiemy jak się toczyło jego życie w tym trudnym tragicznym okresie. Wiemy na pewno, wiemy z cała pewnością że po upadku powstania i po likwidacji, po zawieszeniu działalności szkoły (uczelni) był on prywatnym uczniem (studentem) Józefa Elsnera. W tamtym czasie Józef Elsner był tym najważniejszym edukatorem, nauczycielem muzyki. Sam głęboko osadzony w stylu klasycznym potrafił w sposób dyskretny wpływać i kształtować styl po-trosze mu obcy styl romantyczny u swoich uczniów. To dotyczyło wszystkich, których droga życiowej kariery zależna była od Elsnera. Pominę w tej opowieści mniej znaczące acz ważne pozostałe etapy jego kariery, kariery pianisty wirtuoza. W czasie studiów w warszawskiej szkole rozwija i udoskonala swój warsztat kompozytorski. Już nie tylko grywa kompozycje mistrzów epoki. Teraz swój repertuar wzbogaca dodatkowo własnymi kompozycjami. Dzięki temu staje się koncertującym kompozytorem. Pod ocenę publiczności poddaje swoją pierwsza próbę (poważna próbę kompozytorską) swoja sonatę fortepianową z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego. W tym samym mniej więcej okresie to jest na przełomie 1829/1830 roku prezentuj. e swój Koncert fortepianowy. O tych poczynaniach młodego a już dobrego kompozytora rozpisuje się prasa warszawska.
Dochód z koncertów przeznacza na cele patriotyczne. Rozwój sytuacji w kraju powoduje dłuższą przerwę w działalności. Zamyka się w zaciszu domowym. Komponuje ćwiczy walczy ze słabościami organizmu. Jak spora cześć społeczeństwa tamtych czasów jest i on słabego zdrowia. Po niedługim czasie gdy sytuacja się uspokaja znów odnajduje się w swoim muzycznym Świecie. Doświadczenie i zdobyte umiejętności pozwalają mu zaistnieć w roli nauczyciela muzyki. Zaistnieć z powodzeniem. Nie możemy zapomnieć, że umiejętność gdy na fortepianie (częściej) lub na innych instrumentach należała do kanonu wykształcenia młodzieńców i panien z tak zwanych dobrych domów. Tym zajmował się już do końca życia. Jakby tego było mało zaangażował się i to z powodzeniem w tworzenie i w pracę z kościelnymi zespołami chóralnymi. Pozostały wolny czas (przy takim zaangażowaniu, aż dziwne, że jeszcze miał) poświecił na pracę kompozytorską. W okresie popowstaniowym już mało koncertował. Nie pozwalało mu na to na taki wysiłek, nadwątlone i pogarszające się z każdym rokiem zdrowie. Nie mógł jednak wieść spokojnego życia beż kontaktu z żywa publicznością. Chciał i musiał to robić ale już bez długich wyczerpujących tras koncertowych. W tej pracy ograniczył się już tylko do Warszawy. Na takiej pracy na takiej działalności opłynęły mu lata trzydzieste XIX wieku.
Jeszcze przed upływem tego właśnie dziesięciolecia 17 stycznia 1838 roku poślubił Ludwikę Gargulską. Wszystko wskazywało na to, że szczęście zagości w domu małżonków. Pojawiły się oczekiwane córki. Najstarsza Bronisława i dwie młodsze (Józefa i Barbara) niestety zmarłe w niemowlęctwie. Tak wówczas było, tak było często, takie były wówczas smutne realia życia. Zycie toczyło się nadal mimo, pomimo chwil smutnych. W roku 1841 podczas prób do swego „Miserere” Józef Władysław Krogulski zaziębił się. Tego rodzaju choroby w tamtym czasie zbierały niestety pokaźne „żniwo” wśród zapadających na nie. Tak było i tym razem. Przeziębienie, ciężkie przeziębienie zaostrzyło gruźlice chorobę z którą się zmagał przez większą część życia.
Zmarł 9 stycznia 1842 roku i został pochowany na warszawskich Powązkach.
Odszedł człowiek legenda tamtych czasów. Mszę żałobna celebrował biskup. We mszy wzięli udział bliscy ale i przyjaciele i cały muzyczny Świat Warszawy. Uroczystości żałobne uświetniło wykonanie Requiem Józefa Kozłowskiego (polski kompozytor – o nim przy innej okazji) oraz skomponowany przez Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego hymn żałobny na część zmarłego przyjaciela, „kolegi po fachu” W słowach pożegnania Karol Kurpiński o swoim zmarłym przedwcześnie koledze powiedział „O tak chowamy naszego Palestrinę”
Tytułem wspomnień posłuchajmy muzyki, posłuchajmy jego kompozycji…
Myślę, że przydomek „tarnowski Mozart” w pełni jest dla niego zasłużony…
1. Józef Krogulski „Hej bracia” wzruszająca do głębi kolęda w wykonaniu chóru, solisty przy akompaniamencie organów mojej ulubionej Filharmonii – Filharmonii Narodowej w Warszawie
https://www.youtube.com/watch?v=-MkM8oW_4Gw
2. Józef Krogulski Koncert fortepianowy
https://www.youtube.com/watch?v=hfeRcfDrvvY
3. Józef Krogulski „Miserere”
https://www.youtube.com/watch?v=4HvUH8INQqM