Jakiś czas jak to się kolokwialnie mawia mnie tu w takiej formie w „Kartce z kalendarza” nie było… czas nadrobić, nadrabiać zaległości. Nim nadejdzie pora na zaległości (trochę się ich nazbierało) najpierw tak zwane „ sprawy bieżące”.
Tak się zastanawiam, czy dziełem przypadku czy zrządzeniem losu – dobrego losu – jest fakt, że gdy wczoraj układałem swoje jesienne plany (wyjazdowe) związane z sezonem koncertowym Filharmonii Narodowej, natrafiłem na wydarzenie, które dla mnie – melomana – jest absolutnie nie do przegapienia:
W programie:
Felix Mendelssohn-Bartholdy
Capriccio e-moll op. 81 nr 3 na kwartet smyczkowyLudwig van Beethoven
Kwartet smyczkowy c-moll op. 18 nr 4A także… i to przykuło moją największą uwagę – Juliusz Zarębski i jego Kwintet fortepianowy g-moll op. 34.
O Juliuszu Zarębskim kiedyś czytałem, przy okazji innych muzycznych poszukiwań, ale czy słyszałem jego muzykę? Tego nie pamiętam. Szczęśliwie się złożyło, że jego Kwintet fortepianowy g-moll op. 34 uświetni wieczór w Filharmonii Narodowej równo miesiąc po rocznicy śmierci kompozytora.
Jestem przekonany, że dzisiaj, 15 września w dniu rocznicy jego śmierci należy o nim – o Juliuszu Zarębskim – pamiętać.
Wspomnienie Juliusza Zarębskiego – Opowieść o Życiu zapomnianego ale odkrywanego na nowo od nowa wielkiego kompozytora.
Wrzesień w Żytomierzu przyniósł z sobą delikatny chłód, zwiastujący nadchodzącą jesień, choć dla jednych był to tylko koniec lata, dla innych – jak dla Juliusza Zarębskiego – był to koniec życia. 15 września 1885 roku, w tym samym mieście, w którym przyszedł na świat, Juliusz pożegnał się z tym, co dla niego było najważniejsze – z muzyką, fortepianem i życiem. W wieku zaledwie 31 lat, pokonany przez wyniszczającą gruźlicę, umarł w ciszy, otoczony jedynie przez najbliższych. Jego fortepian, który przez lata wydawał się nieodłączną częścią jego duszy, milczał tego dnia, tak jakby i on wiedział, że jego czas dobiegł końca.
Juliusz nie był jednak sam w swoim ostatnim momencie w ostatnich chwilach tlącego się jeszcze życia . Przy jego boku czuwała Janina, jego żona, kobieta, która była dla niego nie tylko towarzyszką życia, ale i partnerką muzyczną. Była niegdyś, przed laty gdy się poznali Johanną Wenzel, utalentowaną pianistką niemieckiego pochodzenia, uczennicą Franciszka Liszta, jednak po ślubie przyjęła polskie imię, stając się Janiną Zarębską. Ich wspólna pasja do muzyki była fundamentem ich miłości, a teraz ta miłość, choć wystawiona na najcięższą próbę, musiała znaleźć swoje zakończenie. Gruźlica, która w tamtych czasach XIX wiek zbierała ogromne „żniwo”, która powoli zabierała Juliusza, zdawała się nie znać litości – od miesięcy jego stan się pogarszał, a koncerty, które niegdyś były dla niego wszystkim, stawały się coraz rzadsze, aż w końcu niemożliwe.
Od Urodzin do Śmierci – Opowieść o Życiu Juliusza Zarębskiego czyli z biegiem dni z biegiem lat
Juliusz Zarębski przyszedł na świat 28 lutego 1854 roku w Żytomierzu, mieście leżącym niegdyś na kresach dawnej Rzeczypospolitej a wówczas w XIX wieku w granicach Imperium Rosyjskiego. W jego rodzinie w domu rodzinnym żywe były głębokie tradycje muzyczne. Podobnie jak w przypadku Chopina muzyka otaczała go zewsząd. Były to wszak czasy kiedy muzykowanie domowe było ważnym a może najważniejszym elementem kulturotwórczym ówczesnego społeczeństwa. Już od wczesnych lat jego niezwykły talent stał się oczywisty dla wszystkich wokół. Jako mały chłopiec zaczął grać na fortepianie, a jego zwinne palce poruszały się po klawiszach z naturalną gracją, która zadziwiała nauczycieli i krewnych. Żytomierz, choć stosunkowo mały, dał Juliuszowi solidne podstawy edukacji muzycznej, ale to świat czekał na niego z otwartymi ramionami.
W 1870 roku, w wieku szesnastu lat, Zarębski opuścił rodzinne strony i udał się za kordon graniczny do Wiednia – muzycznej stolicy Świata, by podjąć studia w prestiżowym Konserwatorium Wiedeńskim. Został uczniem wybitnych nauczycieli – studiował kompozycję pod okiem Franza Krenna oraz fortepian u Josefa Dachsa. Wiedeń, ze swoją długą muzyczną tradycją, otworzył przed nim drzwi do kariery. Juliusz ukończył studia w 1872 roku, zdobywając złote medale zarówno w kompozycji, jak i fortepianie – jego talent i pracowitość przyniosły mu zasłużone wyróżnienia.
Nie zadowalając się osiągnięciami, w 1873 roku Zarębski podjął dalszą edukację w Petersburgu, gdzie jego zdolności pozwoliły mu ukończyć Konserwatorium w ciągu zaledwie trzech miesięcy.
Petersburskim Konserwatorium kierował wówczas Anton Rubinstein wybitny pianista i kompozytor, którego działalność odegrała kluczową rolę w rozwoju rosyjskiej muzyki klasycznej. Nie ma pewności czy Zarębski miał bezpośredni kontakt z samym Rubinsteinem czy też tylko czy aż korzystał z pomocnych wskazówek jego Rubinsteina współpracowników, asystentów. Wiadomo, że Rubinstein potrafił i stworzył, stwarzał atmosferę intensywnej pracy twórczej w której Zarębski mógł się rozwijać. W dostępnych źródłach nie ma też wiarygodnych informacji na temat innych muzyków a późniejszych wielkich i sławnych kompozytorów z którymi mógł się wówczas w Konserwatorium i poza jego murami spotykać.
W czasie kiedy nasz bohater przebywał w Petersburgu studiowali tam i Piotr Czajkowski i Modest Musorgski i Aleksander Borodin ale o tym ostatnim kilka słów później.
Z jego dyplomem z dyplomem Konserwatorium w Petersburgu i wcześnie uzyskanym dyplomem Konserwatorium we Wiedniu w ręku, świat stawał przed nim otworem.
Wkrótce udał się do Rzymu, gdzie w 1874 roku spotkał największego mistrza, który miał znaczący wpływ na jego artystyczną przyszłość – Franciszka Liszta. Liszt, zauważywszy niezwykły talent młodego Polaka, przyjął go pod swoje skrzydła. Juliusz szybko stał się jego ulubionym uczniem, a ich relacja pełna była wzajemnego szacunku i podziwu.
Pod opieką Liszta, Zarębski rozpoczął błyskotliwą karierę pianistyczną. Od 1874 roku jego nazwisko było znane w muzycznych kręgach Europy. Koncerty w Odessie, Kijowie, Rzymie, Konstantynopolu, Paryżu czy Londynie przyciągały tłumy, a jego wirtuozeria i głębokie zrozumienie muzyki zdobywały uznanie publiczności. W 1877 roku, podczas wizyty Aleksandra Borodina u Franciszka Liszta, rosyjski kompozytor miał okazję poznać Juliusza Zarębskiego. W swoich listach Borodin w barwny sposób opisał tę niezwykłą postać:
„Zarębski podszedł do mnie i począł prawić mi różne komplementy na temat mojej symfonii. Mówił po rosyjsku z silnym polskim akcentem. Towarzyszyła mu narzeczona, berlinianka, również pianistka, bardzo ładna, ale niesamowita kokietka. Oboje ubrani byli w niezwykle oryginalne kostiumy – kapelusze o zdumiewającym fasonie i długie, rozpuszczone włosy – razem stanowili widok krańcowo osobliwy.”
Borodin nie tylko zwrócił uwagę na ekscentryczny wygląd Zarębskiego, ale również docenił jego talent muzyczny:
„Jako pianista Zarębski jest diabelnie utalentowany, ale również i jako kompozytor. W ogóle czeka go olśniewająca przyszłość.”
To świadectwo Borodina, wielkiego rosyjskiego kompozytora, ukazuje zarówno osobliwą osobowość Zarębskiego, jak i jego wyjątkowe umiejętności, które zapewniły mu miejsce wśród wybitnych postaci muzyki XIX wieku.
W 1878 roku podczas Wystawy Światowej w Paryżu, Zarębski zaprezentował się na niezwykłym instrumencie – fortepianie o dwóch klawiaturach, co wywołało ogromne zainteresowanie i podziw dla jego umiejętności.
Rok później, w 1879, Juliusz poślubił Johannę Wenzel, również utalentowaną pianistkę i dawną uczennicę Liszta. Małżeństwo z Janiną było nie tylko związkiem osobistym, ale także artystycznym – byli partnerami na scenie i w życiu. Ich wspólna miłość do muzyki zacieśniła ich więź, która trwała aż do ostatnich dni Juliusza.
W 1880 roku Zarębski objął stanowisko profesora w Konserwatorium w Brukseli, co pozwoliło mu nie tylko kontynuować własne występy, ale także kształcić młode pokolenia muzyków. Był to ważny etap jego życia, choć coraz bardziej zaczął odczuwać skutki postępującej choroby. Gruźlica, z którą walczył, stopniowo odbierała mu siły, lecz mimo tego Juliusz nie przestawał tworzyć.
Jego ostatnie lata to nie tylko koncerty, ale przede wszystkim komponowanie. Zarębski był jednym z tych twórców, którzy potrafili połączyć romantyczne uniesienia z innowacyjnymi technikami. Jego fortepianowe utwory, choć wyraźnie czerpały z twórczości Liszta i Chopina, wprowadzały nowatorskie elementy. Cykl Róże i ciernie op. 13, skomponowany w 1883 roku, zawierał zawiłe faktury zapowiadające impresjonizm, a zarazem odzwierciedlał wrażliwość na motywy ludowe.
Jego największym dziełem, ukończonym na krótko przed śmiercią, był Kwintet fortepianowy g-moll op. 34. Dzieło to, dedykowane Lisztowi, jest powszechnie uznawane za jeden z najważniejszych utworów w polskiej muzyce kameralnej. Kompozycja ta, pełna dramatyzmu, melancholii i wyrafinowanej techniki, stanowi kulminację całej twórczości Zarębskiego, a jednocześnie jego muzyczne pożegnanie.
Tu w mistrzowskim wykonaniu Marthy Argerich i towarzyszącemu jej kwartetowi w składzie:
Bartłomiej Nizioł (I skrzypce), Agata Szymczewska, (II skrzypce), Lyda Chen /córka Marthy Argerich/ (altówka) i Alexander Neustroev (wiolonczela).
Juliusz Zarębski zmarł 15 września 1885 roku w Żytomierzu, w wieku zaledwie 31 lat. Choć jego życie zakończyło się zbyt wcześnie, jego muzyka przetrwała. Pozostawił po sobie spuściznę, która, choć długo zapomniana, z czasem została odkryta na nowo, a jego Kwintet fortepianowy g-moll zajął należne mu miejsce w repertuarze muzyki kameralnej.