W dniu dzisiejszym, to znaczy 27 grudnia, mija smutna sześdzesiąta dziewiąta rocznica śmierci bodaj najwybitniejszego (mojego ulubionego) poety czyli Juliana Tuwima.
Urodził się w Łodzi 13 pażdziernika 1894 roku w jednej z wielu tak zwanych czynszowych kamienic. W moim rodzinnym, w naszym mieście, bawił się, rósł, dorastał. Tu chodził do szkoły, tu miał kolegów, tu miał przyjaciół. To miasto umiłował, to miasto zachował we wdzięcznej pamięci do końca życia.
O nim można, o nim trzeba mówić, trzeba wspominać Jego postać. Jego biografię powinniśmy zachować z wdzięczności za twórczość we wdzięcznej pamięci.
Julian Tuwim zmarł, „osierocił nas” a stało się to 27 grudnia 1953 roku.
Nigdy Ciebie „mistrzu słowa” mistrzu nad mistrzami nie zapomnę. Twoje wiersze towarzyszyły mi od wczesnego dzieciństwa, twoje wiersze towarzyszą mi teraz gdy już jestem człowiekiem dojrzałym hm…takim stojącym na progu starości, twoje wiersze pozostaną ze mną na zawsze do końca…
Julian Tuwim
„Łódź”
Gdy kiedyś czołem dosięgnę gwiazd
I przyjdzie chwały mej era,
Gdy będzie o mnie kilkaset miast
Sprzeczać się, jak o Homera,
Gdy w Polsce będzie pomników mych
Więcej niż grzybów po deszczu,
I w każdym mieście zacznie się krzyk:
„Ja Ciebie wydałem, wieszczu!” –
Niechaj potomni przestaną snuć
Domysły „w sprawie Tuwima”,
Bo sam oświadczam: mój gród – to Łódź,
To moja kolebka rodzima!
Niech sobie Ganges, Sorrento, Krym
Pod niebo inni wynoszą,
A ja Łódź wolę! Jej brud i dym
Szczęściem mi są i rozkoszą!
Tu, jako tyci od ziemi brzdąc,
Zdzierałem portki i buty,
Tu belfer, na czym świat stoi klnąc,
Krzyczał: „Ty leniu zakuty!”
Tu usłyszałem burz pierwszych grom
I pierwsze muzy szelesty!
(Do dzisiaj stoi ten słynny dom:
Andrzeja, numer czterdziesty.)
Tu przez lat dziesięć, co drugi dzień,
Chodziłem smętnie do budy,
Gdzie jako łobuz, pijak i leń
Słynąłem, ziewając z nudy.
I tu mi serce na wieczność skradł
Ktoś cichy i modro-złocisty,
I tu przez siedem ogromnych lat
Pisałem wiersze i listy.
Nawet mizerne wiersze me
Łódź oceniła najpierwsza,
Bo jakiś Książek drukował mnie
Po dwie kopiejki od wiersza.
Więc kocham twą „urodę złą”,
Jak matkę niedobrą – dziecię,
Kocham twych ulic szarzyznę mdłą,
Najdroższe miasto na świecie!
Zaszwargotanych zaułków twych
Kurz, zaduch, błoto i gwary
Piękniejsze są mi niż stolic szych
I niż paryskie bulwary!
Śmieszność twa łzami przyprósza mi wzrok,
Martwota okien twych ślepych
I czarnych ulic handlarski tłok,
I uszargany twój przepych.
I ten sterczący głupio „Savoy”,
I wyfioczone przekupki
I szyld odwieczny: „Mużskij portnoj,
On-że madam i pszerupki”.